Długo szukałem kreatywnego sposobu na dotarcie do tuzów biznesu, który zaprocentuje ciekawymi kontaktami, i w końcu znalazłem. Co najlepsze, mój nowy sposób jest tańszy niż kupienie Lambo, choć powoduje smrodliwe skutki uboczne.
Jakiś czas temu, zadałem moim czytelnikom na LinkedInie pytanie: jakie hobby polecają jako formę odreagowania stresu po ciężkim dniu w pracy? Moje pytanie uzasadniłem tym, że sam nigdy nie miałem żadnego hobby, poza seryjnym budowaniem biznesów. Niestety, w czasach, w których praktycznie każdy ma biznesowego coacha, mentora czy guru, a work-life balance, stał się powszechnie panującą religią, moje tłumaczenia, że zajmowanie się budowaniem biznesu jest dla mnie praktycznie jak hobby, zostały wyśmiane przez kolegów przedsiębiorców mocniej niż Ławrow na G8.
Niestety, mój problem z hobby polega na tym, że czym bym się nie zajmował, sprawia mi to trudność, czy to przez wrodzone niedołęstwo, czy też przez brak cierpliwości. Bóg mi świadkiem, że próbowałem wielu rzeczy. Próbowałem medytować, ale mi się przysnęło. Próbowałem jogi, ale rozbolały mnie nogi. Próbowałem ogrodnictwa, ale cholera mnie bierze, gdy myślę, że drzewo będzie rosło 20 lat zanim będzie ładne. Próbowałem też stolarki, ale nie mam talentu, plusem jest natomiast to, że mam wciąż wszystkie palce.
Pośród wielu niedorzecznych propozycji dla faceta w moim wieku, jak biegi maratońskie czy jedzenie tofu, padła jedna, która mnie zaintrygowała – palenie cygar. Cygara pamiętam ze szkoły średniej i wieczorków przy kartach w gronie kolegów ze świeżo wykiełkowanym zarostem. Przy stole do pokera królowały niebagatelne stawki, opiewające na 25 zł, i cygaretki z kiosku za 7 zł. Wszystko po to, żeby przez chwilę poczuć się jak Arnold Schwarzenegger, trzymając cygaro w kąciku zaślinionych ust.
W pierwszej kolejności odrzuciłem więc pomysł takiego „hobby” myśląc, że średnio ciekawym doświadczeniem musi być śmierdzieć niczym żul z Dworca Centralnego. Potem jednak przeczytałem, ile osób w świecie biznesu pali cygara, jak ciekawa i elitarna jest to kultura i jak łatwo nawiązać przez rytuały wspólnego palenia cygar kontakty w biznesie.
Stosując w pamięci szybką arytmetykę, wyszło mi, że dołączenie do grona tuzów biznesu na wspólnym dymku, wyjdzie znacznie taniej, niż dołączenie do klubu właścicieli Lambo. Zrewidowałem więc swoje poglądy i stwierdziłem, że będzie to moje nowe hobby.
Dodatkowo odnalazłem w paleniu cygar przyjemność i choć nikomu nie polecę palenia tytoniu, jako miłej formy spędzania czasu, choćby dlatego, że ustawa mi zakazuje, to jednak znalazłem swoje nowe hobby, które w dodatku jest wygodną przykrywką dla mojej prawdziwej pasji – biznesu.